środa, 17 grudnia 2008

RPG? Po co ja właściwie to robię?

Pierwotnie miałem zaczekać z tym wpisem aż Krakonman opublikuje na swoim blogu raport z niedzielnej sesji, ale:
a) znudziło mi się czekanie :P
b) pod koniec tygodnia mogę nie mieć na to czasu

Wszystko zaczęło się od tego, że, w odpowiedzi na zapotrzebowanie na sesje w Conana, zakupiłem mega-kampanię zatytułowaną "Trial of Blood". Kolejnym krokiem było zapoznanie się z jej treścią i pozostało już tylko zorganizowanie pierwszej sesji. Postanowiłem załatwić to osobiście, przynajmniej z tą częścią potencjalnych graczy, do której nie miałem bezpośredniego kontaktu. Udałem się w niedzielne popołudnie do ggff, ponieważ Krakonman miał wtedy prowadzić wstępniaka do "Ścieżek Przeklętych", z drugiej edycji Warhammera. Ja na sesję nie byłem zaproszony, bo scenariusz znam i nawet go kiedyś prowadziłem. Przyniosłem jeszcze swój podręcznik do WFRP2, żeby krakonowi gracze mieli dwa przy tworzeniu postaci. Termin na Conana został ustalony, przy okazji wykręciłem się od zrobienia postaci do RPG o wrestlingu (z naprawdę obleśną okładką) i obecni wzięli się za tworzenie BG.
Wtedy coś we mnie pękło i poprosiłem Krakonmana, żeby przygarnął mnie na sesję (obiecałem przy tym, że będę grzeczny, tzn. nie będę spoilował fabuły innym). Marcin dał się uprosić, więc zasiadłem przy stole i zacząłem rzucać na tworzenie postaci. Pierwsze głupie komentarze zaczęły się pojawiać jeszcze przed rozpoczęciem samej gry - dotyczyły naszych żałosnych prób pokolorowania (na kolor ołówkowy) portretów postaci, jakie są na kartach do Warmłotka 2, ale to był standard. Zaczęliśmy grać i z początku też nic nie odbiegało od normy aż do momentu, kiedy mój krasnolud - cyrkowiec nie otrzymał krytycznego trafienia w krocze (czyli przez jakieś 10 minut). Puściła tama, głupie teksty zaczęły wypływać stałym, rwącym strumieniem. Już dawno się tak dobrze nie bawiłem na sesji. Naprawdę.
Wracając do domu, trochę ochłonąłem i pomyślałem o reszcie graczy. Na sesji, oprócz 4 starych tetryków (wliczając w to MG), którzy to 95-100% całego bydła wygenerowaliśmy była jeszcze dwójka młodszych graczy. Może wrażenie było mylne, ale zdawali się oni bawić trochę gorzej (może to kwestia nieśmiałości). Bądź co bądź, to oni zachowywali się bardziej w zgodzie z "kanonem" tego co 'należy', a czego 'nie należy' robić na sesji, który to jest promowany przez większość podręczników, a także fandomowo - internetowych guru (których wynurzenia, nie oszukujmy się, ludzie może i czytają, ale rzadko biorą sobie do serca).
Sięgnąłem więc pamięcią wstecz i doszedłem do wniosku, że przecież ja zawsze tak grałem - od kiedy po raz pierwszy dałem się namówić na sesję RPG w liceum. Sesje, z orginalną drużyną, które do dziś wspominam z rozrzewnieniem, były pełne off-topów, wygłupów i mało wysublimowanych komentarzy.
Więc tak na dobrą sprawę czemu gram w RPG? Żeby sobie pogadać ze znajomymi, powydurniać się, pośmiać, porzucać kośćmi, pobawić się mechaniką gry. Bo niby potrzebuję innych powodów?

UPDATE: Krakonman wrzucił w końcu raport do sieci.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

I słusznie! Bo chodzi o to, żeby się dobrze bawić - tak, jak się ma na to ochotę. I nie psuć zabawy innym - to też ważne. A te kanoniczne, poważne sesje też się zdarzają - ale jak wynika z mojego doświadczenia, rzadko w systemach fantasy - no chyba, że jest to L5K na przykład...
Funio