wtorek, 23 grudnia 2008
Seriale
Zacznijmy od porażek:
Bonekickers - największa porażka roku. Miało być chyba coś w stylu Indiany Jonesa, wyszło infantylnie, politycznie poprawnie do bólu po prostu i nudno. Wytrzymałem 1,5 odcinka.
Fringe - kolejny serial ze zmarnowanym potencjałem i kolejny, który w założeniach miał się poruszać gdzieś w okolicach szeroko rozumianej nauki. Ma tyle wspólnego z nauką, co Yattaman z nowoczesną technologią. I pewnie można by jeszcze kilka porównań między tymi tytułami dopasować.
Bones - serial zeszedł na psy. Kompletnie. Poszczególne odcinki fabularnie ledwie trzymają się kupy, zaproszono na gościnny występ zaklinacza psów, a autorzy lubują się w uporczywym pokazywaniu silikonowych kukieł, mających przedstawiać mięsiste, rozkładające się, często niekompletne szczątki ludzkie. Powinni skasować po trzecim sezonie, bo już wtedy serial staczał się po równi pochyłej.
Stargate Atlantis - może nigdy nie był to serial wysokich lotów, ale nadawał się do obejrzenia. Już nie. Całe szczęście po tym sezonie kasują go.
Można obejrzeć:
Flashpoint - całkiem sympatyczny. Policyjny oddział szybkiego reagowania. Snajperzy, negocjatorzy i takie tam.
The Tudors - 2 sezon jakoś się trzymał. Ogląda się ciekawie, serial ma wszystko, co trzeba, żeby przykuć widza przed ekranem przez te 50 minut. Tylko król trochę zbyt młody i przystojny.
Dexter - drugi, po The Tudors, serial ze stajni Showtime. Trzeci sezon niestety trochę rozczarowuje. Scenarzyści nie mieli już żadnych naturalnie nasuwających się problemów, jakie mógłby mieć Dexter, więc wymyślają nowe na siłę. Da się oglądać, ale mam nadzieję, czwarty sezon nie powstanie.
The Devil's Whore - hmm, to jest ciężki orzech do zgryzienia. Niby wszystko z nim OK, ale jednak mam jakiś niedosyt oglądając go. Nie obejrzałem jeszcze czwartego odcinka, ale po zobaczeniu trzech mogę powiedzieć, że coś z tym serialem jest nie tak. Może z początku był planowany jako produkcja pełnoprawna, nie mini-serial. Jeżeli miałbym wybierać, to wolę Tudorów. Mimo wszystko można obejrzeć, jak ktoś ma czas.
The Mentalist - całkiem niezły. Z grubsza na takim poziomie jak początkowe odcinki Bones, może nawet ciut wyższym. Ma potencjał na kolejny sezon. Chyba najlepszy serial, spośród tych, które mają do zaoferowania amerykańskie telewizje tej jesieni.
City Homicide - australijski serial z gatunku crime drama. Ma lepsze i gorsze odcinki, ale i tak wyróżnia się na tle konkurencji.
Chuck - jestem stałym widzem. Oglądam na bieżąco. Sympatyczny, śmieszny serialik. Nic dodać, nic ująć.
Polecam:
Skins - Angole atakują. Serial o nastolatkach, żyjących w przerysowanym i stereotypowym pastiszu (mam nadzieję, że pastiszu) naszego świata. Z początku nie myślałem, że mi się w ogóle spodoba. Ale się spodobał. Przykuwa do ekranu. Śmieszny i smutny. Uwaga: oglądając, można się poczuć staro. W drugim sezonie scenarzyści trochę przeholowali z symbolami. Nie do końca jestem pewien co się zdarzyło naprawdę, a co nie.
Catastrophe - serial dokumentalny. Angielski. Bardzo fajnie opowiada o katastrofach, które nawiedziły nasza planetę. Poszczególne informacje podawane są może w sposób zbyt hasłowy (w stylu fireball Earth lub snowball Earth), ale i tak warto obejrzeć, bo temat arcyciekawy. Apokalipsa już była. Co najmniej kilkukrotnie.
Wallander - angielski serial, na podstawie, podobno bestsellerowych, powieści jakiegoś Szweda. Wyemitowano jak na razie 3 odcinki (po 90 minut każdy), z których każdy wydaje się być adaptacją osobnej książki. Od czego by tu zacząć zachwalanie... Na pewno miło jest widzieć, że główną rolę gra prawdziwy, utytułowany aktor. I Kenneth Branagh, jako Kurt Wallander daje radę. Kolejnym plusem jest to, że serial był kręcony w "naturalnym środowisku" - znaczy w Szwecji. To kwestia nie tylko krajobrazów, ale także oświetlenia. Wszystkie postacie wydają się być prawdziwymi ludźmi i poza kwestiami scenariuszowo - aktorsko - reżyserskimi, z pewnością ma na to wpływ brak silikonu, botoksu, skóry w kolorze podpalanej marchwi i gogusiowatych ludzi, którzy wydają się spędzać całe życie na siłowni - jednym słowem brak amerykanów.
-------------------**************DYGRESJA**************-----------------------
Jest pewna kwestia, której może nie udać mi się opisać w sposób zrozumiały - mimo wszystko, przy okazji tego serialu, spróbuję. Chodzi tu o elementarny szacunek do życia i do człowieka. Współczesne filmy i seriale - amerykańskie i te na nich wzorowane nie przywiązują w przeważającej większości do tych kwestii wagi. Trup ściele się gęsto, a w produkcjach sądowo-medycznych takiemu trupowi najchętniej wjechaliby z kamerą do dupy. Uśmiercanie ludzi służy jedynie jako pretekst do poruszenia fabuły a czasami jedynie po to, żeby protagonista mógł zabłysnąć wygłaszając jakąś celną uwagę czy chwytliwy tekst. To sprawia, że ludzie na ekranie stają się jakimiś sztucznymi tworami, których uśmierceniem mało kto się przejmie, bo w końcu to tylko film i wszystko jest na niby. Nie piszę tego, żeby moralizować w jakikolwiek sposób. Po prostu takie podejście sprawia, że nie potrafię się wciągnąć w akcję.
W Wallanderze problem został potraktowany inaczej. Widać, że każda śmierć jest tragedią - człowieka, jego rodziny i bliskich. Żadne z morderstw nie jest rutynowych śledztwem. Jest po prostu czymś, co nie powinno się zdarzyć. Twórcy serialu nie epatują również niepotrzebnym, czy przedłużającym się widokiem zwłok, co we współczesnych produkcjach stało się pewnym standardem.
------------------************KONIEC DYGRESJI************---------------------
To tyle. Jak widać, w moim rankingu Anglicy są górą.
piątek, 5 września 2008
"Rzym" i TVP

Właśnie skończyłem oglądać pierwszy odcinek, zatytułowany "Skradziony orzeł" - i dodam, że ostatni jaki obejrzę w TVP. Serial jest straszliwie pokiereszowany w stosunku do wersji jaka leciała w HBO - niektórych scen nie ma, z innych pozostały strzępy, jeszcze inne zostały podmienione na bardziej "przyjazne" ich wersje. Szczerze mówiąc nie mogłem poznać tego filmu. Pozbawiono go pazura - scen, które w dużej mierze stanowiły o jego charakterze - pozostał kolejny serial kostiumowy. Z rzymskiego orła zrobiła się kaczka.
Ech. Ręce opadają...
czwartek, 28 sierpnia 2008
Filmopak #2

Film widziałem już jakiś czas temu. Z tej perspektywy, zrobił na mnie podobne wrażenie jak nowy Batman. Na plus Iron Mana przemawia to, że autorzy nie próbowali wciskać gdzie się da pseudo-intelektualnej papki.
Fabuła 5/10
Realizacja 8/10
Ogólne wrażenie 7/10

Kaszana. W zasadzie nie wiem co więcej mogę napisać o tym potworku.
Fabuła 2/10
Realizacja 5/10
Ogólne wrażenie 3/10

Hiszpański film o zombie. W całości POV, z perspektywy operatora kamery telewizyjnej uwięzionego w budynku poddanemu kwarantannie. Wyszło całkiem przyzwoicie. Amerykanie kręcą własną wersję. Stawiam na to, że skończy się jak zwykle - porażką.
Fabuła 7/10
Realizacja 8/10
Ogólne wrażenie 8/10

Hmm. Film z pewnością lekko szmirowaty. Z drugiej strony wcale mi się go źle nie oglądało. Inspirowany jest Dekameronem i kto czytał tą książkę (całą) wie, że literacki pierwowzór nie odbiegał klimatem od tego, co przedstawiono w filmie. Jak wyłączycie mózg, możecie oglądać. Spodobało mi się wrzucenie nowoczesnej ścieżki dźwiękowej do filmu opowiadającego było nie było o 14-wiecznych Włoszech.
Fabuła 5/10
Realizacja 7/10
Ogólne wrażenie 6/10

Nic szczególnego. Jednak w porównaniu z nowym Indianą Jonesem wypada lepiej.
Fabuła 5/10
Realizacja 8/10
Ogólne wrażenie 6/10

Gniot. Żałosna i nieudana próba operowania humorem kloacznym.
Fabuła 1/10
Realizacja 3/10
Ogólne wrażenie 2/10
niedziela, 24 sierpnia 2008
Astrópía vs. The Gamers: Dorkness Rising

"Astrópía" i "The Gamers: Dorkness Rising" to filmy o zbliżonej tematyce - scenariusze kręcą się wokół rpg i ludzi, dla których stanowi ono hobby. Oba nie miały zbyt wysokich budżetów, z ten drugi określiłbym nawet mianem projektu pół-amatorskiego. Można się więc pokusić o porównanie tych produkcji.
Fabuła w skrócie:
"Astrópía" opowiada o typowej różowej barbie-blondynie, która pozostawiona bez środków do życia znajduje pracę w dziale rpg sklepu dla nerdów. Jako, że nie ma pojęcia o tym co sprzedaje, zaczyna w ramach szkolenia brać udział w sesjach prowadzonych przez swojego pracodawcę. Tam poznaje miłego chłopca i wszystko by było dobrze gdyby nie zazdrosny ex, który wydostaje się z więzienia i porywa główną bohaterkę. Jej nowi kumple postanawiają ją uratować, co prowadzi do dość nieporadnie pomyślanego finału filmu... i wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

"The Gamers: Dorkness Rising" jest bardzo luźną kontynuacją "The Gamers" . Opowiada o grupie rpg-owców, z których jeden próbuje wydać przygodę własnego autorstwa. W tym celu musi ją dokończyć prowadzić, jednak okazuje się być ona zbyt dużym wyzwaniem dla trzech graczy. Udaje się im zrekrutować byłą dziewczynę jednego z nich, która dołącza do grupy. Akcja filmu rozgrywa się zarówno w grze, jak i w "realu". Wraz z jej biegiem coraz bardziej iskrzy w relacjach pomiędzy dwoma z bohaterów filmu. Oczywiście wszystko kończy się dobrze i wszyscy mogą przystąpić do kolejnej części kampanii :-)
Kilka słów ode mnie
"Astrópía" opowiada historię w stylu Zbysiu i Jadzia się zakochali, ale zły były chłopak Jadzi, Stasiu im przeszkadza, która zasadzie mogłaby być umieszczona w jakiejkolwiek scenerii. Środowisko rpg-owców jest tylko tłem. Film jest całkiem sympatyczny i ogólnie nie jest zły, przynajmniej do momentu porwania głównej bohaterki, bo w końcówce autorzy dali ostro ciała.
"The Gamers: Dorkness Rising" dotyczy za to w zasadzie tylko tego co dziele się przy stole. Okraszony jest spora dawką humoru częściowo zrozumiałego tylko dla ludzi obeznanych z tematem. Napięcia w grze udzielają się w relacjach między graczami i vice versa. Każdy, kto ma do czynienia z grami rpg nie od dziś z całą pewnością spotkał się przynajmniej z częścią sytuacji, jakie zdarzają się w filmie. Jak tylko ktoś będzie miał okazję go zobaczyć nie powinien się wahać.
Jeszcze jedna uwaga - fabuła filmu jest w sporej części oparta na module "The Mask of Death".
Na koniec cyferki:
Astrópía 6,5/10
The Gamers: Dorkness Rising 9/10
poniedziałek, 18 sierpnia 2008
Filmopak #1
Jako, że nie chce mi się pisać o większości filmów z osobna, postanowiłem, że będę zamieszczał po parę zdań o kilku z nich naraz.
Skala ocen: 1- dno, 10-znakomity
Forgetting Sarah Marshall (Chłopaki też Płaczą)
Po tytule sądziłem, że będzie to jakiś badziew. Film wybitny może to nie jest, ale ogląda się całkiem przyjemnie.Komedia trochę romantyczna.
Fabuła 6/10
Realizacja 7/10
Ogólne wrażenie 7,5/10
W końcu jakiś film o znośnej dla mnie długości. Niby z nim wszystko w porządku – jest jakaś akcja i jej nieoczekiwany zwrot, ale aktorstwo trochę bezbarwne, historyjka, która wyjaśnia sytuację bohaterów jakaś ckliwa, płaska i jednak brakuje tej produkcji „pazura”. Podejrzewam, że młodzieży przedlicealnej spodoba się dużo bardziej niż takiemu tetrykowi, jak mnie.
Fabuła 6/10
Realizacja 7/10
Ogólne wrażenie 6/10
Indiana Jones and the Kingdom of the Crystal Skull (Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki)
A miało być tak pięknie... Powrót Indiany Jonesa nie zachwyca – zbyt długi, miejscami nudny, gdzie indziej napakowany niepotrzebnymi popisami kaskaderskimi, do tego stopnia, że przypomina jakąś kreskówkę. Sama historia płytka, niektóre gagi wręcz żenujące. Dziwię się, że ktokolwiek zatwierdza scenariusze filmowe przepuścił ten do realizacji.
Fabuła 5/10
Realizacja 8/10
Ogólne wrażenie 5/10
Całkiem fajna animacja. Podchodząc do niej bez wygórowanych oczekiwań można się nieźle bawić oglądając.
Fabuła 8/10
Realizacja 8/10
Ogólne wrażenie 8/10
Mutant Chronicles (Kroniki Mutantów)
Film klasy „B” w każdym calu. Fabuła w skrócie: grupa bohaterów udaje się na samobójczą misję, żeby ratować lekko steampunkowy świat przed inwazją mutantów. Co dalej – z grubsza chyba się każdy domyśla. Da się obejrzeć.
Fabuła 6/10
Realizacja 6/10
Ogólne wrażenie 6/10
Kolejny film o tajnej organizacji, która to steruje historią świata. Jest też młodzieniec, który uczy się w 2 tygodnie tego, czego wyćwiczenie innym zajmuje pół życia. Denna fabuła – naprawdę niezłe efekty specjalne ani zatrudnienie aktorów ze szczytów list płac Hollywood nie mają szans na jej uratowanie.
Fabuła 3/10
Realizacja 8/10
Ogólne wrażenie 5/10