sobota, 7 lutego 2009

Actual Play: Conan d20 - Trial of Blood #1

Nareszcie udało mi się zebrać wszystkich, którzy zadeklarowali chęć zagrania w Conan d20. Poprzednio ta sztuka udała się w grudniu, ale wtedy cały wieczór zajęło nam tworzenie postaci - jeden podręcznik na 6 osób oraz dość zakręcona mechanika gry zrobiły swoje.
Wczoraj, po kilku drobnych poprawkach na kartach postaci, rozpoczęliśmy grę.

Bohaterowie Graczy:

Bogdan Szybkoręki - Krakonman - złodziej z Zamory, gość, który dla niepoznaki ciągle chodzi w kapturze; brat poprzedniej postaci Krakona - Bohdana Szybkorękiego
Gedu - Em - Butu - Raven - ghanatański nomada, znany również pod pseudonimem Simon M.
Nestor - Tomek - żołnierz z Gunderlandu, gość z wielką piką, z zawodu najemnik
Ptah Natoth - Funio - uczony Stygijczyk, wygnaniec, adept sztuk magicznych, właściciel brythuńskiej niewolnicy o imieniu Neila
Rohtar - Ryhu - cymmeryjski barbaczyńca, Conan wannabe


Zaczęło się sztampowo - w karczmie:

Bohaterowie siedzą i przepijają zarobki w lokalu o wdzięcznej nazwie (z braku lepszego tłumaczenia Trusted Lyre) Zaufana Lira. Jest to duża i w miarę schludna tawerna mieszcząca się w stolicy Aquilonii - Tarantii. Skądś przypętała się nawet para zingaryjskich muzyków, którzy grają pijackie piosenki i zabawa trwa w najlepsze. Jako, że BG nie wykazują chęci do jakiejkolwiek interakcji z pozostałymi gośćmi lokalu, od razu przechodzę do głównego punktu wieczoru.
Muzycy zaczynają grać jakiś żeglarski hit z przytupem. Goście zaczynają tańczyć, rozchlapując rozlane na podłodze piwo. Nagle muzycy przerywają grę, uderzając w fałszywy ton. Z początku spotyka się ze śmiechem i kpinami bawiących się ludzi, lecz po chwili wszyscy poważnieją, a uwaga sali skupia się gdzieś przy wejściu do knajpy.

Stoi tam ośmiu zamaskowanych, uzbrojonych w krótkie ostrza bandziorów. Jeden trzymający nóż na gardle jakiegoś pechowego pijaka, żąda od wszystkich obecnych oddania pieniędzy i kosztowności.
W tym momencie poprosiłem graczy o rzut na Wyczucie Pobudek. Większość z nich zauważyła wymianę spojrzeń pomiędzy przywódcą bandytów a muzykami.
Napastnicy rozdzielają się, żeby zebrać łupy.
Gedu postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i sięga po broń. W związku z tym rozpoczyna się walka. Nie wdając się w szczegóły, dzięki przewadze liczebnej oraz zastosowaniu ukradkowych ataków, bandyci dają BG niezłe wciry. Po kilku rundach na nogach pozostają jedynie Nestor i Ptah oraz pięciu spośród ich przeciwników. Reszta BG leży na podłodze, powoli się wykrwawiając.
W tej sytuacji do walki postanawiają się włączyć trzy zakapturzone postacie, które dotąd obserwowały sytuację ze swojego stolika w kącie sali. Z małą pomocą zdolnych do walki BG masakrują bandytów i po dwóch rundach sytuacja zostaje opanowana.

Czarnowłosy człowiek, będący przywódcą trójki, gratuluje Bohaterom odwagi i nakazuje pozostałym dwóm zająć się rannymi. Natomiast Nestora i Ptaha zaprasza na małą pogawędkę przy swoim stoliku. Pallantides, bo nie z kim innym, a z dowódcą Czarnych Smoków i jednym z najbardziej zaufanych ludzi króla Conana skrzyżowały się ścieżki BG, ma dla nich pewną propozycję zarobkową. Jednak nie chce o niej rozmawiać w miejscu, w którym się teraz znajdują. Wręcza więc Nestorowi i Ptahowi glejty upoważniające do wejścia na teren Czarnej Fortecy, gdzie, na dzień jutrzejszy, zostaje ustalone spotkanie.
Tymczasem ranni Bohdan, Gedu i Rohtar, odzyskują po kilku godzinach przytomność, pod fachową opieką wojskowych medyków z Czarnej Fortecy.

Rankiem Nestor i Ptah przybywają do twierdzy i odprowadzani krzywymi spojrzeniami ćwiczących na dziedzińcu najemników, udają się do małego biura, w którym czeka na nich Pallantides. Po chwili na miejsce zostają doprowadzeni również pozostali Bohaterowie.
Pallantides wyjaśnia na czym miałby polegać praca, którą chciałby zaoferować BG. Otóż szpiedzy donoszą o pewnym jeźdźcu, prawdopodobnie Stygijczyku, który był widziany na drodze prowadzącej do Sicas - głównego ośrodka wydobycia srebra w Aquilonii. Ze względu na strategiczne znaczenie miasta, oraz napięcie, jakie panuje w stosunkach aquilońsko - stygijskich po powrocie do władzy Thoth - Amona, Pallantides chciałby wiedzieć kim jest ten człowiek i czego szuka w Sicas. Żeby go nie spłoszyć, nie zamierza wysyłać żadnego z regularnych agentów tronu, a ludzi nieznanych - i tu zaczyna się rola BG.
Pallantides jest gotów zapłacić za wykonanie zadania po 200 srebrnych monet na łebka. Dodatkowo może umożliwić wypożyczenie sprzętu ze zbrojowni Czarnej Fortecy na czas misji. BG zgadzają się na takie warunki, więc Pallantides daje im mapę, która ma ułatwić podróż do Sicas oraz po garści monet (dla niepoznaki głównie argossyjskich). Na koniec ostrzega Bohaterów, żeby nikomu nie wyjawiali tego, jaki jest cel ich misji oraz wyraża swoje złe przeczucia co do czarnego jeźdźca.

Doposażeni w Czarnej Fortecy BG wyruszają więc w drogę. Wiedza (geografia) Ptaha w połączeniu z mapą od Pallantidesa pozwala im skrócić czas podroży o jeden dzień.
Rozpocząłem rzucanie na spotkania losowe (40% szans w dzień i 50% w nocy). Zdarzały się dość często, jednak tak nieszczęśliwie się złożyło, że wypadały na okrągło dwa spośród 16 ich rodzajów. Były to niepokojące hałasy gdzieś w oddali, przez które BG mieli problemy z zaśnięciem oraz podróżujący kupcy, jadący z Sicas do Tarantii. Jestem tym faktem nieco zawiedziony, ale co zrobić - oszukiwać na kostkach zamiaru nie mam - nawet w tak banalnej sprawie.

Po tygodniowej podróży BG docierają do przeprawy przez Tyborr. Przy rzece znajduje się sporej wielkości budynek, który okazuje się być gospodą. Uwagę Bohaterów zwraca młodzieniec, który zajmuje się czyszczeniem oraz zdejmowaniem ekwipunku z siedmiu koni różnych ras, spętanych nieopodal budynku. Nawiązują z nim rozmowę i dowiadują się, że miejsce to zostało kilka godzin temu zaatakowane przez bandytów, a konie należą do zabitych przez nich klientów gospody. BG dyskutują chwilę miedzy sobą na temat zakupu jednego z rumaków (młody Sedge oferuje całkiem atrakcyjne ceny), jednak dochodzą do wniosku, że gra nie jest warta świeczki. Postanawiają więc wstąpić do środka, gdzie zastają wuja chłopaka - właściciela tego miejsca, który zajmuje się właśnie sprzątaniem gospody. Na podłodze leżą przykryte zakrwawionymi obrusami ciała ludzi poległych w walce. Pertius, bo tak brzmi imię staruszka, nalewa BG piwa i rozpoczyna opowieść o tym, jak doszło do tragicznego w skutkach zdarzenia, narzekając przy okazji na to, że w świecie brak już prawdziwych bohaterów. Niestety nikt nie próbuje rozmawiać z dziadkiem na tematy inne niż napad, a szkoda - można się było od niego dowiedzieć kilku przydatnych plotek dotyczących Sicas, a nawet informacji mających związek z tajemniczym czarnym jeźdźcem. Zresztą ta sama uwaga tyczy się kupców spotykanych wcześniej na drodze.

Tymczasem BG zawzięli się, żeby wytropić bandytów, którzy byli sprawcami napadu. Niestety dla nich, próba tropienia podjęta przez Gedu, kończy się kompletną klapą.
Wracając do gospody, Bohaterowie zostają zaczepieni przez Serge'a, który proponuje im przeprawę przez rzekę z "upustem", jeżeli tylko nie powiedzą jego ofercie wujowi. Po krótkich targach cena zostaje ustalona na 9 sztuk srebra.
Przeprawa promem trwa około 20 minut i przebiega bez żadnych komplikacji. Nasi bohaterowie są więc gotowi wkroczyć do miasta Sicas i rozpocząć właściwą część przygody.

Tyle udało się rozegrać na pierwszej sesji. Kolejne raporty z kampanii - mam nadzieję, że już wkrótce.

A jeszcze jedno - punkty doświadczenia. Rąbnąłem się, przy sumowaniu ich w trakcie sesji. Powinno być:

875 + 750 = 1625 PD-ków

6 komentarzy:

Paladyn pisze...

Faktycznie, kampania zaczyna się dość sztampowo, o czym było sporo w recenzji. Poza tym, akcja szybka i dosadna, jaka powinna być. Troszkę z tymi karczmami jest nie tak, ale to moje zdanie. Za bardzo mi to trąci zwykłymi erpegami, a za mało w tym Conanowego posmaku, ale być może jestem przeczulony. Fajnie, że starasz się prowadzić by the rules. Ostatnio doszedłem do wniosku, że stosowanie zasad jednak jest potrzebne i nadaje grze specyfiki danego systemu. Gorzej jest z graczami, których postacie nie podobają mi się ani trochę. Co za Bogdan? :/ Tak samo jak nawiązanie do sprawy Simona Mola, niesmaczne. Ale jak ich to bawi, to niech tak grają. Ja po prostu jestem howardowskim purystą. Będę śledził losy kampanii i komentował. Pozdrawiam!

Robert pisze...

Jeżeli chodzi o wady konstrukcyjne, ta kampania posiada ich wiele i są one raczej poważne. Autor poległ głównie na zebraniu poszczególnych części, z których się składa w logiczną i spójną całość. Jednak nie prowadziłbym jej, nie uważając, iż posiada ona potencjał na fajne sesje. Poszczególne rozdziały zabierają postacie w ciekawe rejony świata i stawiają przed nimi różnorodne wyzwania. Tyle mi wystarczy.

Co do prowadzenia "by the book" - taki po prostu wykształciłem styl. Jeżeli kupuję grę, to gram w nią, nie jakąś domową mutację. Nie jestem jakoś szczególnie przywiązany do tej czy innej mechaniki bądź świata, a jeżeli nie znam jakiejś gry na wylot to nie czuję się kompetentny, żeby zmieniać jej zasady. Gdybym był mądrzejszy od autorów, to sam bym publikował podręczniki.

Postacie graczy jeszcze się dograją. Bogdan pochodzi z podręcznika. Autorzy mając niewiele danych o zamoryjskich imionach doszli najwidoczniej do wniosku, że najbardziej będą pasowały te pochodzenia ukraińskiego (ze względu na położenie na Zamory mapie).

Dyskusja o Simonie wiadomo-jakim, chyba nie powinna mieć miejsca tutaj, ale skoro sam wywołałem temat, to powiem co o tym wszystkim myślę. Dla niektórych to może być niesmaczne, rzeczywiście. Natomiast trzeba się przyzwyczaić, że ta raczej ponura postać będzie straszyć zza grobu jeszcze przez długie lata. To może być bolesne dla niektórych ludzi - szczególnie takich uważających się za postępowych inteligentów - bo to oni, jako środowisko, dali się oszukać temu człowiekowi. Dla niektórych skończyło się to jedynie kompromitacją, dla innych problemami do końca ich życia. To smutne, jednak Simon Mol pokutujący gdzieś w świadomości społecznej może uchronić innych, co bardziej łatwowiernych przed popełnieniem podobnych błędów.

Ale zarzucając już ten niemiły temat - ja tam purystą nie jestem - ani howardowskim, ani żadnym innym. Chcę po prostu sobie pograć. A Era Hyboryjska, jak już gdzieś na tym blogu wspomniałem to taki raj utracony ludzkości, który w odróżnieniu od wszelkich Forgottenów tudzież innych nowszych światów fantasy, tętni życiem i jest w nim miejsce nie tylko na wszystkie odcienie szarości, ale także wszelkich innych kolorów.
Przepraszam, jeżeli rozpisałem się za bardzo - szczególnie o sprawach mało przyjemnych. Dziękuję za Twoje komentarze. Naprawdę chce mi się tego bloga pisać, kiedy widzę, że kogoś to interesuje.
Pozdrawiam serdecznie :-)

Paladyn pisze...

Z tym Bogdanem to mnie zadziwiłeś, zwłaszcza, że podobną rozmowę miałem wczoraj podczas sesji. Niemniej, uważam, że imię bardzo kiepsko pasuje do konwencji. Prowadź dalej, a ja czekam niecierpliwie na kolejne odcinki :).

Robert pisze...

Między Bogiem a prawdą - mnie też Bogdan troszkę zgrzyta, ale też jakoś szczególnie nie razi :)

Krakonman pisze...

Wnioski po ostatnim: podpakować umiejętności socjalne, bo się przydadzą, a do walki się nie pchać, dopóki nie pojawi się okazja do flankowania. Zabijaką to ja nie jestem.

Robert pisze...

@Krakonman

Walka nie jest najważniejszym elementem tej kampanii. Czasami się zdarza i warto być na nią przygotowanym, ale więcej osiągniecie umiejętnościami socjalnymi. Dlatego masz rację - warto je mieć.